wtorek, 17 grudnia 2013

Brzemię rzeczy utraconych - Kiran Desai

Wydawnictwo Literackie, Okładka miękka, 530 s., Moja ocena 5/6
Kiran Desai to autorka, której twórczość była mi zupełnie obca. Przyznam się, że streszczenie książki niezbyt mnie do niej zachęciło. Zrobiła to jednak wspaniałą, bajecznie kolorowa okładka. Jest w niej coś takiego, co sprawiło, iż postanowiłam autorce dać szansę. I nie żałuję.
Książka jest tak różnorodna, jak i okładka, dziwna, egzotyczna, a jednocześnie mająca w sobie to coś. Desai opowiada historię osieroconej przez rodziców szesnastoletniej Sai, która mieszka w położonym w Himalajach miasteczku. Wychowuje ją dziadek, który jest emerytowanym sędzią. Dziewczyna, jak to nastolatka, ma swoje problemy, przeżywa pierwszą miłość, ale nie tylko. Trapi ją bowiem wiele innych uczuć, problemów, które częstokroć nam, żyjącym na innym kontynencie wydaja się (delikatnie to ujmując) kuriozalne.  
Oprócz Sai mamy wielu innych bohaterów - wspomnianego emerytowanego sędziego, jego kucharza, chłopaka pracującego w Nowym Jorku i wiele innych osób. Oprócz pochodzenia łączy ich jedno, wielka ogromna nienawiść. Kogo nienawidzą? A tak oględnie pisząc - wszystkiego i wszystkich, a przede wszystkim losu za to, iż dał im takie, a nie inne życie.
I tutaj jest wg. mnie największa wartość książki. Mniej chodzi o to, co jest opisane, a bardziej o sposób w jaki autorka to uczyniła i o wyjątkowo ciekawe (szczególnie dla nas mieszkańców Europy) ukazanie kultury indyjskiej, która jest barwna, inna, cudowna, ale i przerażająca. Co ciekawe, książka Desai, jak żadna inna uzmysłowiła mi, jak bardzo cieszę się, iż urodziłam się w Europie. Dlaczego? Tego dowiecie się w trakcie lektury książki.
Desai w sposób całkowicie odarty z jakichkolwiek upiększeń ukazuje nam obraz indyjskiego społeczeństwa, obraz którego nie znamy, który nie jest prezentowany przez turystyczne przewodniki, czy filmy dokumentalne. Pisarka nie tylko pisze szczerze, ale i o wszystkim. Prezentuje wszelkie możliwe wady swoich rodaków, piętnuje je, ale i niekiedy próbuje tłumaczyć. Bez wątpienia zabiera nas do innego, jakże odległego od naszego świata. Dodam tylko, iż wielkim plusem książki są jej bohaterowie, bogactwo indyjskiej kultury, oraz wspaniale, niesamowicie plastycznie opisane smaki i aromaty Indii (te kulinarne, jak i fauny i flory), ale także trudy codziennego życia najuboższych.
Książka bez wątpienia ciekawa, mądra, a także jednocześnie piękna i wyjątkowo brzydka, książka o nienawiści, a jednocześnie pełna ciepła. Sprzeczność? Może, ale Desai udowodniła, iż te cechy nie wykluczają się na wzajem.Niezwykle wartościowa, choć niełatwa pozycja. Jest to także książka z tych, które każdy odbiera inaczej.
Trudno nawet coś więcej napisać o treści. Jest ona tak niejednoznaczna, jak niejednoznaczne są Indie. 
Zachęcam do lektury. Warto.

4 komentarze:

  1. Nie miałam jeszcze do czynienia z literaturą indyjską, ale muszę przyznać, że wzbudza zainteresowanie. Niemniej jednak na razie jestem zmuszona spasować, bo za dużo już nagromadziłam książek na ten miesiąc ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ps. zapomniałam poinformować, że w poniedziałek nagroda do mnie doszła :) Ślicznie dziękuję raz jeszcze.

      Usuń
  2. Jeśli myślę o Indiach w literaturze od razu przychodzą mi do głowy ,,Lalki w ogniu" Pauliny Wilk - fantastyczny reportaż! Fabuła powieści Desai nie przypadła mi do gustu, ale zainteresował mnie skrupulatny (wedle Twojej recenzji) opis kultury Indii. Chętnie porównałabym go do tego z książki Wilk.

    OdpowiedzUsuń
  3. Akurat tej książki K. Desai nie znam. Czytałam kiedyś "Zadymę w dzikim sadzie" i bardzo dobrze ją wspominam, tak więc mam zamiar sięgnąć po "Brzemię rzeczy utraconych", a Twoja recenzja tylko utwierdziła mnie w przekonaniu, że warto.
    PS. Ogromnie podobają mi się okładki wznowień obu tych książek :)

    OdpowiedzUsuń

Bez czytania będą usuwane komentarze zawierające spamy, linki do innych blogów. Mój blog, to nie słup ogłoszeniowy.